SABCIOWY PAMIĘTNIK Z DOMU TYMCZASOWEGO

Saba - jedna z sióstr z Grójca w piątek pojechała do domu tymczasowego. Przyjęła ją do siebie Pani Monika. Oto pamiętnik Saby i jej tymczasowej opiekunki:

W sobotę Saba pojedzie do swojego nowego domu. Mamy nadzieję, że będzie to wspaniały, wymarzony dom dla Sabci, a wszystko na to wskazuje!

Na pewno będzie lepszy od tego, który zgłosił się kilka tygodni temu... Ku przestrodze - gdy pojechaliśmy z Sabą na wizytę przedadopcyjną byliśmy w szoku. Wykształceni (w dodatku po studiach WETERYNARYJNYCH) , z pozoru na poziomie ludzie okazali się być kompletnie nieodpowiedzialni... Najpierw Pani potencjalna właścicielka kręciła nosem na punkty w umowie adopcyjnej (przede wszystkim zapisy dotyczące wizyt poadopcyjnych), później było już tylko gorzej... Okazało się, że owszem Państwo miejszakją na wielkim kilkutysięcznym terenie.. Ale co z tego, jeśli na środku tego terenu znajduje się maleńki boks, w którym psy spędzają większość dnia? Gdy przyjechaliśmy na miejsce w tym małym boksie z JEDNĄ BUDĄ siedziały dwa dorosłe niewykastrowane samce. Oczywiście na widok Sabci rzuciły się na siebie... a Pani  "myślała, że suka rozładuje atmosferę"... w dodatku, gdy zaproponowaliśmy kastrację samców stwierdziła, że ona chce mieć "prawdziwe psy" i koniec dyskusji...  Mamy nadzieję, że nikt inny nie wyda tej osobie żadnego psa... Saba wróciła do swojego domu tymczasowego i niedługo potem znalazła się dla niej dobra, odpowiedzialna rodzina.



Jeszcze o spacerach….


Saba jak przystało na dystyngowaną młodą damę nieco pogardza tak „trywialnymi„ rozrywkami jak bieganie za piłeczką lub patykiem. Ewentualnie może pobiec, ale nie należy liczyć na to, ze przyniesie. Po kilku próbach zakończonych samodzielnym szukaniem przeze mnie piłki w trawie w końcu pewnego razu jej nie odnalazłam i na tym się nasza zabawa zakończyła…

Natomiast nieoczekiwanie dla mnie i chyba dla siebie odkryła nową pasję – kopanie, co z wielkim zaangażowaniem czyni na pobliskiej łące. Wtedy ja rozkładam się na awaryjnym ręczniku, a Sabcia kopie i kpie i kopie…Trudno w zasadzie powiedzieć co…raz wykopała dżdżownicę, ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia, natomiast ona na dżdżownicy owszem ….

Spacery z Sabcią

W sobotę Saba miała wciąż nieco smutnawy ogonek, ale na spacerach wyraźnie się ożywiała. Jak każdy piesek chciała poczuć większą wolność niż długość smyczy, dlatego po naradzie z innymi właścicielami psów kupiłam linkę i przywiązałam jej do obroży i tak biegała dwa dni z 10-metrowym sznurkiem, na wypadek gdyby się spłoszyła i zaczęła uciekać. Dzięki temu ja byłam spokojna, a Sabcia mogła cieszyć się wolnością.

Generalnie Saba na początku miewała ambiwalentny stosunek do spacerów – mam wrażenie, że w jej odczuciu było jednocześnie i fajnie i trochę strasznie, dlatego dwa najfajniejsze momenty, to wyjście na spacer i powrót do domu….

A dlaczego „ strasznie”? Powodem było to, że nie do końca odnajdowała się w kontaktach z innymi sami, zwłaszcza z dużymi, które próbują dominować( zawsze w tej sytuacji przypomina mi się moja sunia, która jednym warknięciem od razu zmieniała hierarchie i „dominujący samiec” już więcej nie dominował) . Gdy spotykałyśmy takiego psiego kolegę wówczas konieczna była przerwa w spacerze, bo Sabcia wspinała się na dwie łapki i chowała głowę w moim brzuchu, domagając się pocieszenia i wsparcia.

Natomiast teraz…… to nie ten sam piesek. Gdy ją obserwuję z perspektywy tygodnia, to wyraźnie widzę, że jest coraz bardziej asertywna i pewna siebie. Sama inicjuje zabawę, nawet z tymi większymi, chociaż na początku nawet york ją przerażał. Niesamowite jak pies się zmienia, gdy czuje, że ma dom i wsparcie opiekuna. Dlatego szukamy dla Sabci ciepłego, łagodnego opiekuna, który da jej dużo miłości, bo Saba odwdzięcza się tym samym ze zwielokrotnioną siłą.
 

Poniedziałek 08.05.2009

Dziś pierwszy raz musiałam zostawić Sabcię na prawie cały dzien. Mieszkanie przygotowałam niemal jak fortece wojenną. Wzniosłam się na wyżyny swojej myśli inżynieryjnej i zablokowałam wejście do pokoju przy pomocy konstrukcji z pufa i krzeseł, zostawiając jej kuchnię i łazienkę. W pracy siedziałam jak na szpilkach zastanawiając się, co zastane po powrocie? a tymczasem….po otwarciu drzwi przywitała mnie słodka, stęskniona mordka Sabci i idealny ład i cos co mnie najbardziej zaskoczyło: spacer nie był priorytetem. Najważniejsze było przytulanie, głaskanie, smeranie i patrzenie sobie w oczy. Dopiero gdy te potrzeby zostały zaspokojone, Sabcia była gotowa na spacer.

 

Piątek 05.06.2009 - dzień pierwszy

Dziś wieczorem została przywieziona Sabcia. Nieśmiała, delikatna, subtelna. Od razu została wykapana i chyba dlatego postanowiła spędzić resztę wieczoru i pół soboty właśnie w łazience, zupełnie nie zważając na wygodne posłanie przygotowane specjalnie dla niej w pokoju. Pozwijała po swojemu dywanik łazienkowy i zmęczona emocjami zasnęła. Co jakiś czas wyłaniała się z łazienki nieśmiało prosząc o pieszczoty i zaraz po nich wycofywała się z pokoju i wracała do swojej samotni. Serce mi się ściskało, ale wiedziałam, że trzeba dać jej czas na oswojenie z nowym miejscem i nową sytuacją.

Saba w kąpieli:

Saba po kąpieli:

Saba po wyjściu z kliniki: